Tamtego dnia w życiu Franciszka Blachnickiego miało miejsce wydarzenie, które pod koniec życia nazwał jego „godziną Damaszku”, „drugimi narodzinami”, „godziną nawrócenia” i „odzyskaniem wiary”. Tamto wydarzenie nadało sens i kierunek całemu jego życiu. Wszystko, co było przed nim, prowadziło do niego, przygotowywało go, a wszystko, co nastąpiło po nim, było konsekwencją, trwaniem i rozwinięciem tego, co w tamtym momencie się dokonało – tak napisał w 1986 roku w „Elementach autobiografii” (dalej: EA).
Ks. Franciszek swoje życie podzielił na trzy etapy: nawrócenie wiary (1942 – pierwsze lata pobytu w seminarium), nawrócenie nadziei (koniec seminarium – początek lat 80.) i nawrócenie miłości (ostatnie lata jego życia w Carlsbergu). Wydarzenie z 17 czerwca 1942 roku stoi więc na początku etapu nawrócenia wiary, który rozpoczął się w katowickim więzieniu przy Mikołowskiej.
Młodość Franciszka to czas bez wiary w Boga, ale też bez formalnego sprzeciwu wobec wiary. W latach od gimnazjum do matury w 1938 roku był związany z harcerstwem, w które zaangażował się całym sercem i które nazwał „aniołem stróżem swojej młodości”. Ono zachowało go od złych dróg, umożliwiło rozwój w kierunku naturalnego dobra, szlachetnych, ludzkich ideałów. Złe wpływy nie miały do niego dostępu. Ale wybuch wojny, doświadczenia Franciszka związane z udziałem w kampanii wrześniowej, potem w konspiracji, wywiezienie go do obozu oświęcimskiego w pierwszym transporcie ze Śląska, potem czekanie na rozprawę w więzieniu w Katowicach i wyrok śmierci (30 marca 1942), dwa i pół miesiąca oczekiwania na wykonanie wyroku (ostatecznie został ułaskawiony 14 sierpnia 1942) – to wszystko spowodowało w nim załamanie się młodzieńczych ideałów, załamanie się naturalnej wiary w człowieka, powstał w nim dylemat na temat dobra i zła, pojawiły się pytania o to, co jest prawdą.
W „Elementach autobiografii” ks. Blachnicki napisał, że w jego życiu toczyła się pewna walka, a w więzieniu doświadczył „ostatniej bitwy”.
„By walczyć, trzeba wiedzieć dla kogo lub o co się walczy, ja tego jednak nie wiedziałem, tkwiłem w wątpliwościach, o wiele bardziej ktoś walczył o mnie i we mnie. […] Człowiek szuka swego celu, zmagają się o niego moce ciemności i moce światła. […] Moje całe życie było więc walką, ale właściwie nie walczyło moje «ja», to moje «ja» było tylko polem walki […] ostatecznie całe życie jest walką dobra i zła o nasze «ja», jeśli nawet tego nie zauważamy. […] «Ostatnią bitwę» rozstrzygnęła łaska Boża. Przez to jednak walka nie została zakończona. Zakończona została walka o prawdę, zaczęła się walka dla prawdy”.
„Po nowym narodzeniu nastąpił zwrot ku nowej rzeczywistości, ku której przystęp otworzyła wiara. Był to okres intensywnego poznania i wchłaniania świata wiary, równocześnie pierwsza próba poddania mu swego życia” (EA). W listach do rodziny z katowickiego więzienia, niedługo po nawróceniu, prosił o dostarczenie mu Nowego Testamentu w formacie książeczki do nabożeństwa i zapewniał, że jest szczęśliwy, bo został uratowany.
„Ostatnie cztery miesiące kładą się na mnie czarnym cieniem. Były to najbardziej decydujące miesiące mojego dotychczasowego, spokojnie mogę powiedzieć «kolorowego» życia, które kryje w sobie nie tylko trudne przeżycia, ale też nieocenione życiowe doświadczenie i mój wewnętrzny rozwój. To obficie wynagradza mi doznane cierpienia i jest wprost bezcenne. Rozpoczyna się nowy odcinek mego życia i wchodzę weń ze spokojem, wewnętrznie umocniony. Niezbyt wiele powie tutaj słowo «szczęśliwy» odnośnie do postawy, której już nic w życiu nie jest w stanie złamać. Niech przyjdzie, co chce – nic mnie nie złamie, gdyż ta postawa zrodzona została w ciężkim cierpieniu i z próby zawsze wyjdę zwycięsko. […] Jestem szczęśliwy, że Bóg zachował mnie od takiej drogi życiowej, którą można określić pojęciem «robienie kariery», od wielkiej przyszłości, od pięknej drogi życiowej, która u swego korzenia ma chciwość człowieka, manię wielkości, która ostatecznie prowadzi do poznania, że wszystko jest «próżnością i utrapieniem ducha» i że goniąc za tym, zmarnowało się swoje życie. Tego odkrycia dokonałem na początku mego życia, gdy byłem bliski wejścia na fałszywą drogę” („Wyroki Bożej Opatrzności”, Kraków 2003, s. 102-103).
Co konkretnie stało się tamtego przełomowego dnia, w którym odzyskał wiarę? 17 czerwca wydarzyło się coś w głębi jego duszy, coś, co objęło i przeniknęło całą jego duszę, jego całego.
„Tak, byłem zamknięty w ciemnym pomieszczeniu razem ze wszystkimi przedmiotami prawdy, ale ja nie mogłem ich widzieć, byłem ślepy, mogłem tylko po omacku dotykać. Dotykałem zrozpaczony wokół mnie, aby wpuścić światło, aż natknąłem się na okno w ścianie, odsunąłem rygiel, otworzyłem okno i stałem oślepiony w jasnym świetle. Tak, w pierwszym momencie nie widziałem nic, tylko samo światło, dopiero potem ukazywały się, jedne za drugim, przedmioty w świetle. Tak, słowa [fragment książki Paula Sedira „Wykłady Ewangelii. II. Kazanie na Górze] były wyłomem, przez który wcisnęło się światło w ciemność rozumu. […] Główną przeszkodą we mnie było powątpiewanie w nieśmiertelność duszy, a przez te słowa, które przyniosły możliwe do przyjęcia dla mego rozumu rozwiązanie, wątpliwości zostały usunięte i łączność została nawiązana. […] Poprzez nie mógł rozum przejąć wiarę do duszy, jeśli nawet tkwiła ona w zezwierzęconym i zmaterializowanym człowieku” (EA).
Doskonale znamy fragment z późniejszego pamiętnika ks. Franciszka: „zacząłem chodzić po celi, powtarzając w duszy: «wierzę, wierzę»” („Spojrzenia w świetle łaski”, Lublin 1996, s. 84).
Fragment z książki Paula Sedira, podczas czytania którego przeżył nawrócenie, dla niego samego nie miał większego znaczenia, bo napisał: „Nie chcę nic przesądzać na temat zawartości tych słów, zwłaszcza gdyby stały w sprzeczności z nauką Kościoła – chętnie z nich zrezygnuję” (EA). Paul Sedir był nawróconym ezoterykiem. Ten fragment był jak pomost przerzucony nad największą przepaścią, nad przeszkodą dla przedarcia się światła (EA).
Co podobnego jest w spotkaniu Świętego Pawła i Jezusa pod Damaszkiem z doświadczeniem Franciszka w więziennej celi? Z dłuższej perspektywy czasu możemy powiedzieć, że Pan Bóg zawalczył o Franciszka, bo potrzebował go dla siebie, Jezus potrzebował go dla swojej misji wśród tych, za których oddał życie. Sprawił, że jego rozum mógł odtąd oglądać rzeczy (sprawy, wydarzenia, świat) w prawdzie, w prawdziwym świetle, i jakoś je rozumieć. Usunął przeszkodę, która uniemożliwiała mu wiarę. Ks. Franciszek w „Elementach autobiografii” napisał, że w tej godzinie zostały rozwiązane wszystkie jego dylematy, bo objawiła mu się miłość.
(df)