Przejdź do treści

Świadectwa

Obraz2

Mieszkam na południu Polski. Dlaczego wybrałam instytut świecki? Bóg pokazał mi, że tego właśnie pragnie i taki jest Jego plan miłości dla mnie.
Pozostając w swoim środowisku nadal mam możliwość aktywnie pracować zawodowo, być z rodziną i  przyjaciółmi. Podejmuję także apostolstwo wśród młodych ludzi w ramach Ruchu Światło-Życie. Dlaczego? Bo kocham Kościół. Życie w instytucie świeckim jest wymagające. W codziennym trudzie doświadczam radości – towarzyszy mi łaska, jestem wierna. Zadziwia mnie to, że można łączyć codzienne, zwykłe życie z konsekracją – można być w świecie i równocześnie mówić Bogu: „Należę do Ciebie”.

***

Pochodzę z Radomia, z uporządkowanej rodziny katolickiej, gdzie niedzielna Msza św. i codzienna modlitwa były czymś naturalnym, ale były one tylko obowiązkiem.
Głębszy obraz Boga Żywego i Jego miłość odkryłam dopiero będąc studentką ekonomii w Lublinie.
Tam trafiłam na rekolekcje ewangelizacyjne, prowadzone przez Ruch Swiatło-Zycie  i spotkałam ludzi, którzy mówili o Jezusie jako o kimś bliskim, o Przyjacielu, o kimś najważniejszym w ich życiu; byli oni pełni radości i pokoju, na ich twarzach odbijało się szczęście.
Wtedy zrodziło się we mnie pragnienie takiego samego życia.
W czasie wakacji pojechałam na oazę rekolekcyjną; tam usłyszałam, że Bóg jest miłością, że kocha mnie taką jaką jestem, że Jezus za mnie oddał życie, a więc jestem kimś cennym i wartościowym. I tego powoli zaczęłam doświadczać w swoim życiu. Coraz bardziej wierzyłam, że Jezus, którego zaprosiłam do mojego serca, towarzyszy mi w życiu, jest zainteresowany moimi nawet drobnymi sprawami.
Powoli zaczęło się zmieniać moje nastawienie do Boga, do innych, do samej siebie.
Nie powiem, że wszystko łatwo szło; były kryzysy, były upadki, były momenty zwątpienia, czy rzeczywiście Pan Bóg jest ze mną, czy może mi się to tylko wydawało. Ale zawsze w takiej sytuacji Pan Bóg stawiał w pobliżu ludzi, którzy przez swoje świadectwo życia pomagali przetrwać i zachęcali do dalszej drogi.

***

Pochodzę z centralnej Polski. Z wykształcenia jestem teologiem, jednak najczęściej, choć nie na co dzień, zajmuję się profilaktyką uzależnień. Moją pasją jest prowadzenie zabaw bezalkoholowych. Kiedy usłyszałam wyraźne powołanie do Wspólnoty, która znałam pod nazwą Diakonia Stała, nie wiedziałam że jest to instytut świecki. Wiedziałam jednak, że chce tak jak inne panie ze wspólnoty zajmować się oazą na stałe. Podczas pierwszych miesięcy formacji odkrywałam dopiero czym są instytuty świeckie i jakie jest ich zadanie w świecie i w Kościele. Przyjęłam wtedy bardziej świadomie moje powołanie. Kiedy różne osoby pytają mnie jaka jest różnica miedzy instytutem świeckim, a zakonem bezhabitowym odpowiadam, że na mnie zawsze można glosować w wyborach prezydenckich, a na siostrę bezhabitową nie Mrugnięcie.

***

Pod koniec szkoły średniej zaczęłam zastanawiać się nad swoim dalszym życiem. Był to też czas, kiedy przeżywałam formację podstawową w Ruchu Światło-Życie. Pan Jezus powoli, łagodnie dawał mi do zrozumienia, że chce, bym swoje życie całkowicie oddała Jemu. Początkowo wcale nie chciałam tego głosu słuchać, bałam się, że każe mi być zakonnicą…
W lipcu 1996 r., podczas Kursu Oazowego dla Animatorów (KODA), który dane mi było przeżyć w Krościenku na Kopiej Górce, pierwszy raz świadomie w modlitwie prosiłam Pana o pokazanie mi drogi, którą chce, bym kroczyła. W tym czasie miałam także okazję bliżej spotkać się i przyjrzeć życiu członkiń INMK. Niedługo później, podczas lektury książki „Charyzmat i wierność” ks. F. Blachnickiego natknęłam się na słowa, że „Wspólnota Niepokalanej Matki Kościoła jest po prostu formą intensywnego przeżywania i realizowania charyzmatu Ruchu Światło-Życie, jest formą najpełniejszego zaangażowania się na jego służbę, zaangażowania bezgranicznego jako celu i formy realizacji całkowitego oddania się na służbę Bożą przez realizację tzw. rad ewangelicznych”. To było dla mnie światło – to jest ta droga, tak chcę żyć! Przebywając wielokrotnie na Kopiej Górce utwierdzałam się w tym odkryciu – te osoby, ich sposób życia, oddanie Jezusowi i posługa w Ruchu są dla mnie wzorem i tak chcę żyć. To był wówczas główny akcent mojej motywacji odpowiedzenia „tak” na Boże wezwanie.
Trzy lata później poprosiłam o przyjęcie do Instytutu. Podczas formacji wstępnej, a potem po złożeniu pierwszych ślubów Pan Jezus formował mnie, oczyszczał tę moją pierwotną motywację bycia w INMK. Zrozumiałam, że droga, którą idę, to naśladowanie Jezusa Ukrzyżowanego. I to za Nim mam iść, wyłącznie Jemu oddać swoje życie i tak jak On wypełniać wolę Ojca. Właśnie te słowa: „Oto przychodzę. Chcę wypełniać Twoją wolę.” (Hbr 10,9) wybrałam jako swoje wezwanie w dniu ślubów wieczystych, 8 grudnia 2007 r.

***

Wciąż zdumiewa mnie i cieszy łaska powołania do życia konsekrowanego w świecie. Tak właśnie odczytuję moje bycie w Instytucie Niepokalanej Matki Kościoła – jako odpowiedź na wezwanie Pana Jezusa, by w zwykłej codzienności żyć konsekracją. Na pytanie, dlaczego wybrałam ten, a nie inny instytut (bo przecież możliwości jest wiele), mogę odpowiedzieć tylko, że wybór był prostą konsekwencją. Skoro dużą część mojego wzrostu, dzielenia się, zaangażowania, posługi, czyli krótko mówiąc życia, stanowiło uczestnictwo w Ruchu Światło – Życie, to wybór instytutu był oczywisty. Może dla niektórych zabrzmi to jak pusty slogan powtarzany na wielu oazach, ale ja NAPRAWDĘ chcę żyć Pełnią; chcę, aby Światło stawało się we mnie Życiem i aby moje życie stawało się światłem dla innych. I chcę, aby tak się działo nie tylko na spotkaniach, w salkach na plebaniach, ale również w miejscu mojej pracy i wśród ludzi, z którymi się widuję, wśród których żyję.

***

To zdarzyło się miesiąc przed moimi ślubami wieczystymi, w pracy. Właśnie kupiłam sobie elegancką szmaragdową garsonkę na tę okazję i byłam ogólnie rozanielona. Siedziałam przy komputerze w naszej „kanciapie”, obok mnie kolega też stukał w klawisze. Z kolegą pracowałam od siedmiu lat, a znaliśmy się jeszcze ze czasów studiów. Ni z tego, ni z owego wzięło mnie na zwierzenia:
– Piotrek, muszę ci coś powiedzieć. Jestem w instytucie świeckim, pierwszego stycznia składam śluby wieczyste.
Kolega oderwał wzrok od ekranu i wbił go we mnie.
– O czym ty mówisz? – zapytał. – Jakie śluby? Jaki instytut? Ty chyba jaja sobie ze mnie robisz!
Inny kolega, który przypadkiem dowiedział się o mojej przynależności do instytutu, powiedział, że to niesprawiedliwe, bo ja nic nie powiedziałam, a jemu nawet do głowy to nie przyszło, i że zaczął się zastanawiać, czy jego żona też nie była może kiedyś w jakimś instytucie (jego żona zareagowała: „nie byłam, ale chciałam iść!”).
Ja sobie nie wybrałam tego powołania. Denerwuje mnie, kiedy ktoś mówi, że prowadzę wygodne życie: z jednej strony nie muszę prasować mężowskich koszul i nie należę do zakonu matek karmiących, które wstają w nocy po dziesięć razy do dziecka, a z drugiej strony nie noszę habitu, mogę malować się, opalać, nosić modne ciuchy i farbować włosy. Powtarzam: to nie był mój wybór. Zostałam wybrana. Przez Boga. Bez żadnych własnych inicjatyw ani zasług.
Im dłużej żyję, tym lepiej widzę, że styl świeckiego życia konsekrowanego jest skrojony na moją miarę. Mogę żyć wśród ludzi, nie traktowana przez nich jako ktoś „inny”. Normalnie pracuję, składam grosz do grosza i niepokoję się ostatnimi podwyżkami. Lubię wypić dobrą kawę w miłym towarzystwie – wypiłabym i lampkę wina, ale jestem abstynentką z wyboru. Kocham podróże: dawno temu postanowiłam, że raz do roku odwiedzę jakieś nowe miejsce (udaje się!). Z przyjemnością oglądam historyczne seriale HBO, „Tudorów” i „Borgiów”.
Właśnie taka, z całym pakietem zalet i wad, jestem zaślubiona Chrystusowi. (To wielkie słowa, wiem, ale taka jest prawda). Żyję też w Kościele – i we wspólnocie kobiet, sióstr, które dał mi Bóg. Chodzę codziennie na Mszę, odmawiam brewiarz i różaniec, raz w roku uczestniczę we wspólnych rekolekcjach, mam nad sobą przełożoną. To mnie nie krępuje – to daje spokój i równowagę w codziennych napięciach. Pomaga w rozwoju, prowadzi do Boga.
Biblijnym słowem życia na ten rok jest dla mnie opowieść o walce Jakuba z aniołem. I – złota myśl z demotywatorów: „STRACH. Skoro nie było go, gdy zaczynałeś iść, nie pozwól mu dopaść cię, gdy dochodzisz do celu”. Życzę Ci odwagi w zmaganiu się z życiem, ze sobą i z Bogiem. Na końcu czeka błogosławieństwo.